czwartek, 6 marca 2008

Recenzja: "Black samurai"

Piszę tego bloga od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz zauważyłem, że nie ma w nim żadnej recenzji filmu kung-fu ani blaxploitation. Oczywiście postanowiłem jak najszybciej naprawić to niedopatrzenie, ale ponieważ jestem człowiekiem aktywnym i mam wiele obowiązków*, najłatwiej było mi połączyć, obydwa gatunki w jednej recenzji. Dlatego właśnie mój wybór padł na „Black samurai” – film kung-fu z 1977 roku w reżyserii Ala Adamsona (autora takich dzieł jak: "Horror of the Blood Monsters" czy "Dracula vs. Frankenstein"). Z jednej strony, głównym bohaterem jest samotny wojownik walczący z wyznawcami zła, z drugiej strony gra go nikt inny jak Jim Kelly - mistrz świata karate, znany wszystkim z filmu „Wejście smoka”.



Jim Kelly i Jego Super Afro Mocy


Kiedy sekta wyznawców zła porywa córkę japońskiego ministra, tylko jeden człowiek może ją uwolnić – Jim Kelly** - agent organizacji D.R.A.G.O.N (Defense Reserve Agency Guardian Of Nations***). Na jego drodze stanie: Janicot – przywódca sekty, jego prawa ręka -Chavez, armia najemników oraz tajna broń sekty....

Karli Oddział Śmierci™

Tak jest, Karli Odział Śmierci™. Najwyraźniej Janicot wierzył nie tylko w szatana, ale też w równouprawnienie w miejscu pracy i zatrudnił w swojej armii oddział karłów (w tym jednego z pejczem). Jeżeli koncepcja Karlego Oddziału Śmierci™, nie sprawi, że zechcecie obejrzeć ten film, to poczekajcie aż powiem wam o scenie z jetpackiem iwalce z tresowanym sępem.

Kung-fu, karły z pejczem, jetpack i walka człowiek kontra sęp w jednym filmie. To właśnie, proszę Państwa jest klasa.

Streszczenie fabuły jest w tej recenzji nieco krótsze niż zazwyczaj, ale w „Black Samurai” jest ona naprawdę szczątkowa. Film, w jakichś dziewięćdziesięciu procentach, składa się ze scen, w których Jim Kelly, na różne ciekawe sposoby, krzywdzi złych ludzi. Jasne, pojawiają się jakieś niewyraźne przebłyski fabuły, na przykład wątek potencjalnego zdrajcy w szeregach D.R.A.G.O.N. Można by jednak spokojnie wyciąć je z filmu, nazwać go „Jim Kelly bije palantów i lata na jetpacku” i nikt by nie zauważył.

Kelly, radzi sobie całkiem nieźle w głównej roli, nie jest może najlepszym aktorem, ale to samo można powiedzieć o Chucku Norrisie czy Stevenie Seagalu. Za to, kiedy przychodzi do walki nagle zaczyna wyglądać naprawdę przekonująco. Aż szkoda, że nie zrobił kariery,.
„Black samurai” na pewno nie spodoba się wszystkim, budżet filmu nie był zbyt wysoki a ciągłe sceny walki momentami zaczynają być nużące, jeśli jednak zignorujecie te wady okaże się że to kawałek całkiem niezłej pulpowej rozrywki.

Najlepsze momenty

  • Chyba nie chcę wiedzieć skąd on wyciągnął ten karabin maszynowy.
  • Karły zabójcy
  • Impreza bez Mariachi i striptizerek, to nie impreza
  • Tylko prawdziwy facet potrafi wyglądać na twardziela w łososiowym kombinezonie.
  • Cios w jadra-fu
  • Jetpack
  • Wielki kamień-fu
  • Zabójczy karzeł z biczem
  • Voodoo people
  • WŁÓCZNIA w jądra – fu
  • Tresowany sęp vs Jim Kelly

*Czytaj „syrop na kaszel i pornografia”
**No dobra, gość, którego gra Kelly nazywa się inaczej, ale kogo to obchodzi?

***Jestem gotów iść o zakład, że założyciele D.R.A.G.O.N.- a wpierw wymyślili skrót, a dopiero potem zaczęli się zastanawiać, co on ma znaczyć.

Brak komentarzy: