Recenzja: "Drapieżcy"
Czytanie horroru Grahama Mastertona, przypomina zamawianie pizzy. Jeżeli zamawiasz Frutti di Mare, zawsze dostaniesz to samo – placek z serem i tuńczykiem. Podobnie jak pizzeria, Masterton zawsze trzyma się tych samych przepisów. Tym razem, zastosował przepis nr 12 – „Nawiedzony Dom, W Którym Działy Się Straszne Rzeczy™”, dla smaku dorzucił jeszcze szczyptę Lovecrafta. Właściwie to nie szczyptę, raczej jakieś pół filiżanki. Albo taczkę.
Wspomniany nawiedzony dom, to Fortyfoot House – wiktoriańska rezydencja, na angielskiej wyspie Wight. Sprowadza się do niego David Williams, ze swoim siedmioletnim synkiem Dannym. Po przeprowadzce, zaczynają dziać się dziwne rzeczy: w ścianach coś chrobocze, w nocy świecą dziwne światła, postacie na starych zdjęciach zdają się ruszać i tak dalej. Miejscowi twierdzą, że takie rzeczy działy się w Fortyfoot House od zawsze, a w okolicy, podejrzanie często, giną małe dzieci. Williams, z pomocą Liz – poznanej niedawno studentki, rozpoczyna własne śledztwo. Dowiaduje się, że za dziwne zjawiska odpowiada: XIX-wieczny właściciel domu - Pan Billings, przyhołubiona przez niego wiedźma –Kezia Mason i jej szczuropodobny chowaniec –Brązowy Jenkin. Fortyfoot House zbudowano, według zasad: dziwacznej, obcej geometrii. Stanowi bramę w czasie do: przyszłości, przeszłości i epoki, gdy Ziemią władały Niewypowiedzianie Obce Praistoty, których agentką jest Kezia.
Ci z was, którzy mieli okazję przeczytać odpowiadanie H.P. Lovecrafta – „Sny w domu wiedźmy", pewnie teraz mówią „Heeej, zaraz, skądś to znam”. Potem, rozglądacie się ostrożnie dookoła i sprawdzacie, czy nikt nie zauważył, że gadacie do komputera. Macie oczywiście racje, Masterton na żywca zerżnął fabułę z tego opowiadania. Zmienił tylko imię głównego bohatera i przerzucił akcję z Ameryki do Anglii. Facet lubi takie zagrywki, w powieści „Wizerunek zła” przerobił „Portret Doriana Greya”.
„No dobra” – zapytacie, – „Co w tym złego? W końcu, Lovecraft Wielkim Pisarzem Był i co drugi autor horrorów, coś od niego zapożycza.”
Linia miedzy zapożyczeniem, albo hołdem dla drugiego autora, a plagiatem, jest bardzo cienka. W „Drapieżcach” Masterton, nie tyle ją przekroczył, co raczej przeskoczył obunóż, w podkutych hufnalami buciorach. Jedna rzecz, gdy Szaleni Kultyści, przyzywają Hastura i Yog-Sothotha, a inna, gdy ktoś przerabia opowiadanie drugiego autora na swoją modłę.
Masterton dodał też trochę rzeczy od siebie, głównie masę seksu. Graham, oprócz, horrorów i thrillerów, pisze też poradniki erotyczne. Dlatego, w każdej jego książce, musi być, co najmniej jedna, scena łóżkowa, opisana z radośnie pornograficznym zacięciem. „Drapieżcy” nie stanowią tu wyjątku. Chyba jednak coś z podejścia, Lovecrafata do seksu, przeszło do książki, Mastertona. Tym razem ciupcianie jest narzędziem, za pomocą, którego Niewypowiedzianie Obce Praistoty zamierzają wrócić na ziemie. Żeby stać się dla nich bramą, ich wybranka, musi zostać zapłodniona na trzy sposoby: oralnie, waginalnie i analnie. Tak jest, pamiętajcie chłopcy i dziewczęta, seks analny to ZŁO!!! Kezia Mason, która u Lovcrafta była paskudną staruchą, tutaj jest młoda, chodzi prawie nago i bluzga jak ulicznica. Nie brakuje również scen gore, których głównym źródłem jest Brązowy Jenkin; paskudny bydlak naprawdę lubi wypruwać ludziom flaki.
Jeżeli w tej książce, jest coś naprawdę, zarąbistego, to jest to pomysł z domem, będącym bramą w czasie. W opowiadaniu Lovecrafta, była mowa o bramach do innego wymiaru, w „Drapieżcach”, poszczególne pomieszczenia Fortyfoot House, prowadzą do różnych momentów w przeszłości i przyszłości, gdzie działają siły zła,. Podróże w czasie to ciekawy motyw, szkoda, że jest tak rzadko wykorzystywany w horrorach,.
Dużą wadą książki jest postać głównego bohatera. David Williams momentami zachowuje się, jak: totalny debil. Po połowie rzeczy, które widzi, każdy normalny człowiek, wiałby z domu z prędkością dźwięku, a on spokojnie zostaje i to do tego jeszcze z dzieckiem. Na dodatek, pod koniec książki, zaczyna mu się wydawać, że wszystko, co przeżył było tylko złudzeniem.
Drodzy autorzy, przerwyamy tę recenzje, by nadać wiadomość od czytelników:
NIENAWIDZIMY TEGO PIEPRZONEGO ZAGRANIA!!!
Na początku książki, kiedy możemy mieć jeszcze wątpliwości, czy to wszystko dzieje się naprawdę, coś takiego od biedy przejdzie. Jednak, kiedy dzieje się to pod sam jej koniec, a bohater miał okazję: podróżować w czasie i widzieć potwory mordujące ludzi, doskonale wiemy, że to wszystko działo się naprawdę i facet wygląda na idiotę. Nie Róbcie Tego.
Wracając do metafory z pizzą, ta konkretna jest przygotowana zgodnie z przepisem i ma wszystkie potrzebne dodatki. Jednak kucharz, tym razem, się nie postarał i jej smak pozastawia nieco do życzenia. Jeżeli uważacie, że metafora z pizzą kiepsko nadaje się do opisu horroru, możecie sobie wyobrazić, że ta pizza ma kły i macki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz