Recenzja:KISS meets the Phantom of The Park
Wiem że to truizm, ale w latach 70-tych ludzie musieli brać tony dragów. Jak inaczej można wytłumaczyć film, w którym grupa KISS walczy z szalonym naukowcem (tytułowy upiór rzecz jasna) zmieniającym ludzi w roboty.
Wspomniany naukowiec to Abner Devereaux - spec od animatroniki, (grany przez Anthonego Zerbe -głównego mutanta w „Człowieku omedze”), zatrudniony w parku rozrywki, w którym KISS gra serię koncertów. Z bliżej nieznanych powodów zazdrosny jest o popularność bandy palantów w makijażu i postanawia ich zniszczyć. Utrudnia to nieco fakt, że w świecie tego filmu KISS to (dosłownie) bogowie rocka obdarzeni niezwykłymi mocami.
Krótki przewodnik po supermocach KISS
- Gene Simmons – zieje ogniem i mówi z pogłosem
- Paul Stanley – ma laser w oczach.
- Ace Frehley - potrafi się teleportować.
- Peter Criss – wygląda jak najgorszy debil z nich wszystkich.
Poza tym wszyscy jakimś cudem potrafią biegać, skakać, a nawet robić salta w tych totalnie pedalskich butach na platformach.
Żeby zniszczyć KISS, Devereaux postanawia stworzyć ich mechaniczne kopie i wywołać przy ich pomocy zamieszki wśród fanów. Albo coś podobnego, nie zwróciłem uwagi. Zamiast tego zastanawiałem się, czy Ace Frehley usiadł w dzieciństwie jądrami na gwoździu, czy w czasie kręcenia filmu był uzależniony od helu? W każdym bądź razie, żeby zniszczyć KISS, Devereaux musi ukraść magiczne medaliony które dają im ich moce. W całą te aferę zamieszana jest Melissa – dziewczyna której chłopak został zmieniony przez Devereaux w robota.
KISS włamuje się do tajnej kryjówki Devereaux, gdzie musi stawić czoło jego armii robotów. W międzyczasie Devereaux kradnie medaliony i pozbawia ich mocy. Zanim film się skończy KISS będą musieli: wydostać się z więzienia, pokonać swoje mechaniczne kopie i oczywiście zagrać zajebisty koncert.
Dokładny opis tego jak bardzo szajsowaty jest ten film zająłby zbyt wiele miejsca. Pozwolę więc sobie na małe podsumowanie. Scenografia – hej mamy dostęp do obskurnego wesołego miasteczka nakręćmy tam film. Aktorstwo – właściwie tylko Zerbe nieco się stara, lepiej nawet nie mówić o poziomie gry aktorskiej KISS. Efekty specjalne – roboty to kolesie w kiepskich kostiumach, a szczyt wyrafinowania technicznego w tym filmie to promienie laserów namalowane na negatywie. Scenariusz –napisany kredkami świecowymi. Muzyka – nie dość że musimy słuchać KISS, to na dodatek wszystkie sceny walk ilustrowane są disco rodem z klubu w piekle. Oczywiście wszystko to sprawia, że po prostu kocham ten film. Uwielbiam go niczym moja sąsiadka uwielbia swojego paskudnego kundla z kaprawymi oczami i jedną krótszą łapą. Jest tak cudowny w swojej totalnej niekompetencji, że trudno mu się oprzeć. Jeżeli lubicie filmy z kategorii tak zły że aż śmieszny albo jesteście tak zboczeni że lubicie KISS, to całkiem niezła rozrywka.
Najlepsze momenty:
- Jezu – ktoś wziął małe dziecko na koncert KISS. Przypadek, czy dobór naturalny w działaniu.
- Efekty specjalne gdy KISS używają swoich mocy
- Nic nie przygotuje was na tę niewiarygodna scenę -KISS na basenie

Nie wiem co jest gorsze- to że nawet na basenie noszą kostiumy i makijaż, czy to że noszą na nich szlafroki.
- KISS kontra roboty wilkołaki (więcej filmów powinno zawierać takie sceny np. „Bezsenność w Seattle”)
- Najlepszy tekst: „Stworzył KISS, żeby zniszczyć KISS i przegrał”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz