czwartek, 6 września 2007

Recenzja: "Hotel śmierci" ("See no evil")

Jeżeli „Hotel śmierci” wejdzie do historii horroru, stanie się tak tylko z jednego powodu. Dzięki niemu wreszcie wiemy, jakim cudem psychopatyczni mordercy zawsze wiedzą gdy ktoś w okolicy uprawia seks ? Odpowiedź jest prosta – systemy alarmowe. Jacob Goodnight – morderczy psychopata grasujący w tym filmie - rozmieścił w służącym mu za kryjówkę opuszczonym hotelu alarmy (żyłka przymocowana do sprężyn w łóżku+ dzwonek) informujące, w którym pokoju ktoś uprawia ruchy posuwisto zwrotne. To naprawdę przełomowy moment w historii slasherów i liczę na to ze inni pójdą śladem twórców filmu i pokażą nam inne, dotychczas ukryte, strony działalności psychopatów. To właściwie jedyne co można powiedzieć dobrego o „Hotelu śmierci”, film jest: mało oryginalny, nudny i zupełnie nie straszny.

Fabuła jest prosta: grupa młodocianych przestępców, pod opieką byłego policjanta, ma spędzić weekend sprzątając opuszczony hotel, co przyczyni się do skrócenia ich wyroków. Nie wiedzą jednak, że hotel zamieszkuje wspomniany już kolekcjonujący gałki oczne. psychopata. Niestety zanim Goodnight i jego ulubiony hak zabiorą się do roboty, musimy znieść jakieś 320 minut irytujących postaci i wątków fabularnych zmierzających do nikąd. Scenarzysta postanowił być sprytny i dać poszczególnym bohaterom ich własne watki fabularne, szkoda tylko ze żaden z nich nie zostaje rozwiązany i robią wyłącznie za wypełniacz.

Oczywiście potem Goodnight rusza do pracy, ale ta cześć filmu jest tak stereotypowa i nudna ,że pozostaje tylko patrzeć na zegarek i czekać na napisy końcowe. Jedyna scena która mnie rozbawiła, to ta w której jedna z bohaterek – klon Paris Hilton- zostaje zamordowana swoim telefonem komórkowym. Przeraziła mnie za to scena w której Goodnight, onanizuje się gapiąc się na uwięzioną dziewczynę. Już sam wraz jego twarzy sprawił że musiałem strzelić setę dla uspokojenia nerwów.

„Hotel śmierci” wyprodukowany został przez Światową Federację Wrestlingu (Goodnighta gra zapaśnik Kane), co dobrze się składa bo przypomina właśnie kiepski mecz wrestlingu. Dużo krzyku, kiepskiej gry aktorskiej, a całość nudna i przewidywalna.

Najlepsze momenty

  • Telefon komórkowy-fu
  • Dobra, skąd wzięły się te ludożerne psy?
  • Nie wiem kto wpadł na pomysł sceny z onanizującym się Goodnightem, ale kiedyś znajdę go i pobiję specjalnie zakupionym w tym celu szpadlem.

Brak komentarzy: