piątek, 4 stycznia 2008

Recenzja: "Skidoo"

Na pewno zrobiliście kiedyś coś naprawdę, naprawdę głupiego. Może zapuściliście wąsy, w których wyglądaliście na pedofila, może wytatuowaliście sobie na ciele imię osoby, która niedługo potem was rzuciła, może po pijaku wylaliście trzy litry zepsutej śmietany na drzwi nielubianej sąsiadki. Nie, to akurat było świetne, zły przykład. W każdym bądź razie, przypomnijcie sobie to uczucie zażenowania i wstydu, przemnóżcie je przez jakieś- no nie wiem- 1000% i będziecie wiedzieli jak czuli się twórcy „Skidoo” psychodelicznej komedii z 1968 roku, gdzie masa podstarzałych aktorów(Jackie Gleason, Mickey Rooney, Cesar Romero, Burgess Meredith Carrol Channing, etc) desperacko stara się być „na luzie”, i wychodzi im to tak dobrze jak można się spodziewać po ludziach po pięćdziesiątce.

Głównym bohaterem filmu jest Tony – emerytowany gangster ukrywający się na przedmieściach. Facet prowadzi nudne życie, kłóci się z żoną o program w telewizorze i bije hipisów* podrywających jego córkę. Mieszczańską idyllę przerywa wizyta byłych kolegów po fachu, którzy chcą żeby „pocałował”** Packarda - kumpla, który postanowił zostać świadkiem koronnym. Wszystko to na żądanie „Boga” – granego przez Groucho Marxa szefa mafii***. Początkowo Tony jest przeciwny, ale kulka w czole przyjaciela jest bardzo skutecznym argumentem, więc wkrótce wyrusza do więzienia gdzie przetrzymywany jest Packard. Pora na jazdy po kwasie, nagich futbolistów i tańczące kubły na śmieci, ludzi „tracących swoje ego” i muzykę, masę niewiarygodnie dennej folkowej muzyki. Witamy w latach sześćdziesiątych, miłej zabawy.

Jeżeli jest coś gorszego, od nieśmiesznej komedii, to jest to nieśmieszna pretensjonalna komedia. Reżyser „Skidoo” – Otto Preminger, był uznanym twórcą dramatów i to pewnie wyjaśnia, dlaczego żadna ze scen tej „komedii” nie jest śmieszna. Chcecie dowodu, dobra, Preminger jakimś cudem sprawił, że Groucho nie był zabawny. Powtarzam Groucho Marx, jeden z najzabawniejszych ludzi w historii kina, nie był zabawny. To wszystko, w połączeniu, z irytującymi postaciami bohaterów i masą filozofii typu „jeszcze tylko jeden mach” czyni „Skidoo” prawdziwym testem wytrzymałości.

Najlepsze momenty

  • Czołówka (witamy w latach sześćdziesiątych)
  • Co takiego złego jest w biciu hipisów?
  • AAA Carrol Channing w bieliźnie! Moje oczy!
  • Trip po kwasie, w wykonaniu Gleasona.
  • Hej to Groucho Marx .
  • Naga drużyna futbolowa
  • Kończąca film 350-minutowa tytułowa piosenka.
  • Śpiewane napisy końcowe

*W końcu to lata sześćdziesiąte, z tego, co wiem, bicie hipisów było wtedy całkiem popularne i stanowiło popularna alternatywę dla kręgli
** W sensie zabił, na szczęście dla mnie, uwierzcie i gdyby twórcy tego filmu mogli nakręcić taka scenę, pewnie by to zrobili.
***Mały test, czy uważasz, że nazwanie głównego gangstera „Bogiem” jest:
a) zabawne
b) głębokie i znaczące
c) debilne

Jeżeli odpowiedziałeś a) lub b), moje gratulacje stanowisz część widowni docelowej tego filmu. Zapewne szukasz teraz czegoś do zjedzenia.

Brak komentarzy: