Recenzja: "Dom przy cmentarzu (House by the cemetary)
Niektórzy reżyserzy są jak pokerzyści, nie lubią grać w otwarte karty. Zamiast informować widza, o co chodzi w filmie, dają mu minimum informacji, zadają parę pytań, rzucają na pożegnanie „orientuj się” i zostawiają go samego. Jeżeli chcielibyście zobaczyć, jak to wygląda w praktyce, wystarczy obejrzeć „Dom przy cmentarzu” nakręcony w 1981 przez Lucio „nienawidzę gałek ocznych” Fulciego.
Historyk Norman Boyle, razem z żoną Lucy i synkiem Bobem, wybiera się do miasteczka w stanie Massachusets, żeby dokończyć pracę badawczą kolegi - doktora Petersena. Petersen nie mógł jej skończyć, gdyż popełnił samobójstwo, po tym jak brutalnie zamordował swoją kochankę. Możecie, więc wyobrazić sobie radość Normana i jego rodziny, kiedy Pani Gittleson - miejscowa agentka nieruchomości, informuje ich, że zamieszkają w domu, w którym mieszkał, Petersen. Boyle’owie nie wiedzą, że oprócz nich, w domu mieszka ktoś jeszcze. Ktoś, kto lubi mordować ludzi i robić naprawdę paskudne rzeczy z ich ciałami.
Gdyby „Dom przy cmentarzu” był typowym horrorem, dalej następowałaby historia Kochającej Rodziny, zmuszonej stawić czoła potworowi. Należy jednak pamiętać, że to włoski horror, na dodatek nakręcony przez Fulciego. W tym filmie prawie każdy ma jakiś sekret, albo wie coś, czego wiedzieć nie powinien. Czemu Norman mówi, że nie znał Petersena, skoro jego szef twierdzi, że byli przyjaciółmi? Kim naprawdę jest Anna – opiekunka do dziecka i jaki jest jej związek z Normanem? Co ma z tym wspólnego May – tajemnicza przyjaciółka Boba, którą tylko on zdaje się widzieć? Film stawia te i masę innych pytań i na większość z nich nie odpowiada. Nie wiem tylko, czy to świadomy zabieg, czy też niechęć Fulciego dla tradycyjnych technik narracyjnych widoczna już w „The Beyond”.
Mimo, że „Dom przy cmentarzu”, nie jest najlepszym filmem Fulciego, jest całkiem niezły. Można by narzekać na drewnianą grę wszystkich aktorów i kiepsko dobraną Amerykańską Scenografię®. Dostajemy jednak na pocieszenie nieco naprawdę paskudnych scen gore. Czyli jak w każdym włoskim horrorze.
Najlepsze momenty
- Pierwsza para gołych piersi w pierwszej minucie filmu. Tak jest, zaraz ktoś zginie.
- „Co powiedzieć kobiecie, która dowiedziała się że mąż ma kochankę? Po tym jak zrżnął kochankę i powiesił się” – Nie wiem, ups?
- Dekapitacja-fu
- Nagrobek w salonie - kurde ten dom ma wszystko
- Atak nietoperza
- „Co robisz?
A nic, ścieram tylko te wielką plamę krwi. Kawy?” - Pora na podróż do Nowego Jorku
- Tak, zejdźcie do piwnicy. Pokażcie Darwinowi, co myślicie o jego teorii.
- Masa robaków.
- Wyrywanie gardła-fu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz