Pora na Porę Mroku
Bardzo możliwe, że zauważyliście ostatnio dziwne zjawiska jak: szczekające koty, stepujące ryby, albo świnie latające zadem do przodu. Wiedzcie, że powód tego jest prosty - nad Wisłą kręcą nowy horror - „Pora mroku” i kolejny raz aktywowała się klątwa filmu „Wilczyca” rzucona w 1983 r. przez Marka Piestraka (tajnego kapłana Seta dwunastego poziomu). Czy klątwa „Wilczycy” ( nie mylić z „Klątwą doliny węży”) zapobiegnie, po raz kolejny, stworzeniu porządnego polskiego horroru? Czas pokaże.
Do horrorów z nad Wisły, podchodzę zazwyczaj z takim samym entuzjazmem, jak do perspektywy piercingu moszny w wykonaniu szympansa z drgawkami alkoholowymi. Muszę jednak przyznać (i uwierzcie mi sam jestem tym niewiarygodnie zaskoczony), że sądząc po zajawce, film wygląda całkiem interesująco.
Fabuła opowiada o czworgu przyjaciół, którzy wybierają się do opuszczonej fabryki, gdzie rok wcześniej zginął brat jednego z nich. Ponieważ, w każdym obejrzanym przez mnie horrorze, wyprawa do jakiegokolwiek opuszczonego budynku kończyła się śmiercią większości jej uczestników, nie powinniśmy się chyba do nich zbytnio przywiązywać.
W drugim wątku, grupa „trudnej młodzieży” z poprawczaka, trafia do pobliskiego psychiatryka w charakterze asystentów. W całą sprawę zamieszani są też Źli Naziści® (notabene, choć raz ktoś mógłby zrobić horror ze Złymi Komunistami® dajmy chłopakom szansę) i ich eksperymenty z reinkarnacją.
Jeśli coś budzi moje obawy to fakt, że to pierwszy film Grzegorza Kuczeriszki, który przedtem pracował jako operator (m.in „Kiler”), a scenarzystą jest Dominik Wieczorkowski-Rettinger, który przedtem robił głownie w serialach („Dom”, „Ekipa”, „Apetyt na miłość”). Jestem jednak gotów udzielić „Porze mroku” niewielkiego kredytu zaufania. Kto wie, może ktoś wreszcie złamie klątwę „Wilczycy”?