środa, 30 kwietnia 2008

Krzyczące hotdogi to też świetna nazwa dla zespołu rockowego.

Pisałem już kiedyś o ogłoszeniach edukacyjnych i dlaczego zazwyczaj nie działają. Pora na kolejny wyjątek od tej reguły. Ten film o zażywaniu LSD, trwale odstraszył mnie od tego narkotyku. Dlaczego?



Po pierwsze: po LSD człowiek zaczyna lecieć na dupków w lennonkach.

Po drugie: po LSD twoje jedzenie zaczyna z tobą gadać. Z doświadczenia wiem, że coś takiego strasznie rozprasza.

Po trzecie: po LSD człowiek jest totalnym idiotą! Na zamrożoną głowę Timothego Leary kobieto. Twój hotdog zaczął z tobą gadać, a ty go ugryzłaś!!!! Jeszcze się dziwisz, że zaczął krzyczeć? Też bym zaczął krzyczeć gdyby jakaś głupia baba mnie znienacka ugryzła.
Tak jest, LSD to ZŁO i nigdy go nie tknę. Zostanę przy starym, dobrym syropie na kaszel i wybielaczu.

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Lets get ready to rumbleeeeeee

Uwe „Jezus Maria zabierzcie mu kamerę” Boll po raz kolejny staje w szranki na ringu.

Jakiś czas temu, na internecie, pojawiła się petycja pod hasłem „Powstrzymać dr Bolla”. Miała ona, przekonać czołowego niemieckiego filmowca, do znalezienia sobie nowego zajęcia, np. jako tester min przeciwpiechotnych.

Uwe zareagował na petycję, z właściwym sobie taktem i rozwagą.

No dobra verfluchte internetpartizanten” – powiedział – „przyjmuję wasze wyzwanie. Zbierzecie ein milion głosów, to przestanę robić moje wunderfilmen. Przysięgam na das Vaterland *.”

Żeby nie być gołosłownym, wypuścił też poniższe wideo.



Link>>

Dowiadujemy się z niego, że:
Powinna powstać petycja poparcia dla Uwe Bolla i Uwe spodziewa się, na niej, co najmniej miliona głosów.
Uwe nie jest „niedorozwojem” takim jak Michael Bay**.
Jeżeli przyjrzymy się jego filmom, dostrzeżemy jego prawdziwy geniusz. Znaczy ci z nas, którzy zostaną przy zdrowych zmysłach.
Nowy film Uwe Bolla –„Postal” jest o wiele lepszy od „tego gówna, Georgea Clooneya”.
Uwe jest „Jedynym geniuszem w całym tym pieprzonym interesie.”

Panie Clooney, czy chciałby Pan skomentować tę wypowiedź?


Okazuje się, że Michael Bay, obraził się na logiczną i wyważoną krytykę z ust dr Bolla i nazwał go „żałosną istotą”.
Der Bollmeister, po raz kolejny wykazał się rozsądkiem, z którego jest tak znany i wzywał Michaeala Baya na mecz bokserski w Las Vegas.



Link>>

Muszę przyznać, że Metoda Rozwiązywania Sporów Dr Bolla™, naprawdę mi się podoba. Chyba zacznę ją stosować w życiu codziennym, na przykład na zakupach. Zajęłaś mi miejsce w kolejce do kasy, stawaj do walki. Co? Nie, nie obchodzi mnie, że jesteś w ciąży. Stawaj.

*Tak jest, w mojej wyobraźni Uew Boll zawsze mówi jak Niemcy z „Czterech pancernych i psa
**To fakt, Uwe jest zupełnie innym niedorozwojem.

czwartek, 24 kwietnia 2008

Recenzja: „Zabójcze karaluchy”

Zabójcze karaluchy” to jeden z tych filmów, które w teorii wyglądają naprawdę super. Wielkie karaluchy włażą ludziom pod skórę i zżerają ich od środka, musicie przyznać, że to brzmi zarąbiście. Dla tych, którzy nie boją się owadów jest jeszcze Mickey Rourke. Oczywiście okazuje się, że „Zabójcze Karaluchy” są jak utopijny socjalizm, wygląda fajnie w teorii, ale w praktyce kończy się na tym, że siedzisz w lepiance i zastanawiasz się, kto zabrał ci żonę. Zaraz, chyba mi się metafory pomyliły.





„Zabójcze karaluchy” w teorii.


Fabuła zaczyna się całkiem nieźle - od potężnej eksplozji. Jedyną ofiarą jest młody geniusz, pracujący nad Super Tajnym Projektem® związanym z owadami. Do śledztwa w tej sprawie, zostaje przydzielona Twarda Pani Policjant. Własne śledztwo rozpoczyna też brat geniusza – żołnierz jednostki specjalnej. Jedyne poszlaki, to obrażenia na ciele ofiary, jakby coś rozwaliło mu skórę od środka i znaleziony na miejscu zbrodni dziwny symbol. Okazuje się, że w całą sprawę zamieszana jest nielegalna sekta, której członkowie wykazywali niezdrowe zainteresowanie rozpruwaniem ludzi. Ponieważ filmowcy musieli wyrobić Hollywódzką Normę Stereotypów™, okazuje się też, że superkaraluchy powstały jako Tajna Rządowa Superbroń.



„Zabójcze karaluchy” w praktyce.

„Zabójcze karaluchy” to idealny przykład, jak można schrzanić naprawdę ciekawą fabułę. „Wielkie, mordercze owady, zżerające ludzi od środka, w rękach sekty psychopatów z zamiłowaniem do okaleczeń”. To mógłby być naprawdę niezły film, z masą paskudnych scen ludzi pożeranych od środka. Szkoda, że to nie film, który dostajemy na DVD. Sekta znika z fabuły w połowie filmu, a karaluchy zjadają wprawdzie ludzi od środka, ale nigdy tego nie widzimy.
Aktorzy mają osobowość waty szklanej, nie pomaga fakt, że odgrywani przez nich bohaterowie to chodzące stereotypy. Mickey Rourke – najbardziej znany aktor w całym filmie, pojawia się w nim na jakieś pięć minut.

No dobra”- powiecie - „kiepscy aktorzy, żałosne efekty specjalne, czym to się różni od innych filmów, które opisujesz?”. Odpowiedź jest prosta - ”Zabójcze karaluchy” są niewiarygodnie, śmiertelnie nudne. Oglądając ten film możecie, w każdej chwili, wyjść: wyrzucić śmieci, podpalić drzwi sąsiadom, czy co tam chcecie zrobić, bez obawy, że przegapicie coś interesującego.

W całym filmie jest tylko jeden niezły moment. W ostatniej scenie, (uwaga spoiler) rój karaluchów zabójców łączy się w wielkiego, ryczącego, megakaralucha (uwaga spoiler). Tak jest, filmowcy zrzynali z "Atomówek", czy już nic nie jest święte? Ta cudownie kretyńska scena, to jedyny wart obejrzenia fragment filmu. Niestety na końcu tego filmu to kiepskie pocieszenie. Coś jak lizak od dentysty po leczeniu kanałowym bez znieczulenia.

Najlepsze momenty
  • Hej to Mickey Rourke
  • Zrzynka z "Atomówek"na końcu..

środa, 23 kwietnia 2008

Nasz jest inny. W naszym jest tornado.

Poniżej, widzimy plakat filmu „Cloverfield”, który jeszcze niedawno mogliście obejrzeć w kinie.


A tu mamy plakat, nieco mniej znanego, filmu „NYC Tornado Terror”.

Widzicie nasz jest inny. Jest tornado, no i statua wolności ma urwaną rękę zamiast głowy. Całkowicie inny.
To na pewno przypadek.

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Najbardziej oczekiwany sequel roku. Serio.

Hobgoblins” to komediowy horror z 1988 roku, opowiadający o ataku zabójczych, telepatycznych pacynek. Widzowie docenili: ciekawą koncepcję i wysoką jakość efektów specjalnych, dlatego właśnie film zajmuje zaszczytne, osiemdziesiąte szóste miejsce, na liście stu najgorszych filmów IMDB. Nic więc dziwnego, że zaledwie po dwudziestu latach od premiery, przyszła pora na nakręcenie sequela (lub mówiąc po polsku „kolejnej cholernej części”).




"Hobgoblins" na skali jakości filmów.

Oczywiście, z nielicznymi wyjątkami, sequele zawsze są gorsze od pierwszych części. Bądźmy jednak szczerzy, w przypadku takiego filmu jak „Hobgoblins”, jedyna droga na skali jakości wiedzie w górę.



Kilka uwag:
  • Łopata-fu.
  • AAAA! ZABÓJCZA PACYNKA Z FILCU!!! AAAA!
  • Hmmm.... wygląda na to, że zabójcze pacynki z filcu, to najlepsi aktorzy w całym filmie.
  • Ludzie tarzający się po podłodze z kukiełkami, totalna perwa po prostu.
  • Brutalne zastosowanie zdjęć archiwalnych.
  • Powinni zatytułować ten film „Gobliny na kosiarce”.
  • Na popryszczony zad Cthulu, CO ON ROBI Z RĘKAMI, NIEEEE!!! Super, eksplodowały mi gałki oczne, teraz będę musiał wstawić sobie nowe. Jesteście pewnie zadowoleni, co? Palanty.
  • No dobra, kto powie filmowcom, że kineskopy implodują!
  • Walka stulecia: piła łańcuchowa vs kosiarka.

Link do trailera>>
Link do strony filmu>>

piątek, 18 kwietnia 2008

Popaprany świat: Nie dość, że mam kaca, to jeszcze mnie w plecach łupie.

W zeszłym roku, pisałem o największym twardzielu świata. Zdaje się, że mamy już kandydata, do tego tytułu, w roku bieżącym.

Rosyjski elektryk – Jurij, wybrał się na małą popijawę z kumplem. Gdy już sobie popili, Jurij zaczął się trochę ociągać z wyjściem. Kolega chciał go wyprosić i iść spać, ale nie chciał go przy tym obrazić, więc w ramach sugestii, dźgnął go nożem w plecy!

Całkiem niezła historia, nie? A co powiecie na to, że Jurij, następnego dnia zdążył: pojechać do pracy, zasnąć w autobusie, objechać całe miasto i wrócić do domu; zanim ktoś (konkretnie małżonka) zauważył, że z pleców wystaje mu rękojeść noża! Sam Jurij był tak skacowany, że nie zarejestrował tego drobnego faktu.

Gratulacje Jurij: za zdobycie nominacji, do tytułu największego twardziela świata w roku 2008.

BONUS z bydgoskiego portalu lokalnego, najlepszy tytuł wiadomości roku 2008:

Moda na ekshumacje zwłok w Bydgoszczy?

Trzeba się będzie wybrać do tej całej Bydgoszczy. Może na majówkę?

czwartek, 17 kwietnia 2008

Recenzja: "Dünyayi kurtaran adam" vel "Tureckie Gwiezdne Wojny"

Nic, co mógłbym napisać, nie odda lepiej ducha tureckiego filmu Dünyayi kurtaran adam”, niż jego pierwsza scena. Piloci, w kaskach od motorowerów, lecą w kosmosie, na tle zdjęć gwiazdy śmierci z „Gwiezdnych wojen”, nagle w tle rozbrzmiewa ..... temat muzyczny z „Indiany Jonesa”. To właśnie „Dünyayi kurtaran adam” w pigułce – pomieszanie: losowo dobranych elementów zachodnich filmów, taniego science fiction i sporej dozy szoku kulturowego.

W przyszłości ludzkość rusza ku gwiazdom* i buduje wokół Ziemi niezniszczalną barierę**. Jednak zło czuwa i Lord Kubeł Na Głowie postanawia podbić Ziemię. Podczas jednego z jego ataków***, dwaj piloci zostają zmuszeni do awaryjnego lądowania na pustynnej planecie. Okazuje się że Planetą włada Lord Kubeł Na Głowie. Jego żołnierze porywają, pokojowo nastawionych, mieszkańców i zmuszają ich do okrutnych walk na śmierć i życie.
Piloci, jak przystało na prawych mężów wiernych Allachowi, postanawiają pomóc mieszkańcom planety. Duży udział w tej decyzji mają też wdzięki Tureckiej Maryli Rodowicz. Oczywiście zaraz potem, siły zła - Zombie z Paper Mache i Gumowy Wilkołak, masakrują wszystkich tubylców, oprócz Tureckiej Maryli Rodowicz i jej braciszka. Piloci trenują sztuki walki, waląc pięściami w kamienie i wyruszają do walki. Na ich drodze staną: Roboty z Aluminium, Zombie z Paper Mache, Wilkołaki z Dywaników Łazienkowych i Zabójczy Oddział Ochotniczej Straży Pożarnej. Kluczem do zwycięstwa okaże się: Magiczny Miecz ze Sklejki® i oczywiście wiara w Allacha.

Dünyayi kurtaran adam” ciężko porównać do czegokolwiek, ale jeżeli musiałbym spróbować, powiedziałbym, że przypomina halucynacje po wypiciu litra syropu na kaszel i całodobowym maratonie filmów science fiction. Zaczyna się od psychodelicznej historii science fiction, potem przechodzi w klimaty kung-fu, a na ostatniej prostej zmienia się w przypowieść. Okazuje się, że Magiczny Miecz ze Sklejki® został wyprodukowany przez chrześcijan, pod wodzą Jezusa, którzy potem zjednoczyli się z muzułmanami. Lord Kubeł Na Głowie, okazuje się być nieśmiertelnym wyznawcą new age. Czy też macie wrażenie, że nie było scenariusza i wymyślali wszystko na bieżąco?

Oczywiście można zrzucić winę za to na, odmienną od europejskiej, technikę narracyjną. Widać to choćby po kilku, naprawdę brutalnych scenach (m.in. zabójstwie dziecka).Żaden zachodni filmowiec nie umieściłby takiej sceny w lekkim, przygodowym filmie science fiction. Podobny kontrast stanowią: efekty specjalne na poziomie „Przygód Pana Kleksa” i sceny bitew kosmicznych, bezczelnie zerżnięte z „Gwiezdnych wojen”. Brak jednak w tym wszystkim jakiejkolwiek oznaki, że ktokolwiek z ekipy nie traktował filmu inaczej niż z całkowitą powagą. Właśnie ta powaga przydaje „Dünyayi kurtaran adam” uroku, będącego jego główna zaletą.

Najlepsze momenty

  • Początkowa narracja.
  • Ok. Tylko wykopię się ze zgliszczy i możemy iść.
  • Tureckie-fu.
  • Gwizd wabiący kobiety?
  • Nie łap go za głowę, zrobisz mu krzywdę.
  • Roboty z Aluminium.
  • Zombie z Paper Mache.
  • Wilkołaki z Dywaników Łazienkowych
  • Mózg w pudełku
  • Magiczny Miecz ze Sklejki®

*W statkach kosmicznych zupełnym przypadkiem wyglądających jak te z „Gwiezdnych wojen”.
**Zupełnym przypadkiem wyglądającą jak gwiazda śmierci.

***Zupełnym przypadkiem wyglądającego jak atak na gwiazdę śmierci.

środa, 16 kwietnia 2008

Spotkanie z Arnoldem

Ludzie często mnie pytają; „Co robić, jeśli spotkam Arnolda Szwarcenegera, jak mam się zachować?”
Znaczy pytaliby, gdyby któremuś udało się do mnie przyjść. Zapadnia to wspaniały wynalazek, trzeba tylko pamiętać o usuwaniu zwłok, ale nie popadajmy w dygresje.



To archiwalne nagranie Arnolda, w jego naturalnym środowisku, zawiera ważne wskazówki, co do prawidłowego zachowania.

  • Po pierwsze: Arnold jest bardzo płochliwy, urządzenia rejestrujące, a szczególnie magnetofony, bardzo go peszą;
  • Po drugie: możesz poczuć nieodpartą potrzebę pogładzenia jego mięśni. Nie przejmuj się, to jak najbardziej naturalne;
  • Po trzecie: Arnold może chcieć zaprezentować muskulaturę, w celu podkreślenia pozycji w stadzie, miej w zanadrzu oliwkę dla niemowląt;
  • Po czwarte: nawet, jeżeli jego mina skojarzy ci się z widokiem kota, cierpiącego na ciężkie zatwardzenie, nie daj tego po sobie poznać. Jeżeli Arnold wyczuje, że jego pozycja jest zagrożona, może wpaść w furię.
  • Po piąte: rozwścieczony Arnold atakuje, chwytając ofiarę i trzęsąc nią do utraty przytomności. Podobny atak stosują brytyjskie opiekunki do dzieci.


PAMIĘTAJ: jeżeli Arnold zaatakuje, za wszelką cenę unikaj zwarcia. Postaraj się odwrócić jego uwagę czymś błyszczącym lub butelką oliwki dla niemowląt i natychmiast uciekaj!

Jeżeli zastosujecie się do tych wskazówek, wyjdziecie bez szwanku z każdego spotkania z Arnoldem.

wtorek, 15 kwietnia 2008

Popaprany świat: Stopa na plaży II

Jakiś czas temu, pisałem o wyspie gdzie morze wyrzuca na plażę ludzkie stopy. Okazuje się, że jest druga taka wyspa

Oczywiście, pomiędzy obydwoma przypadkami, są pewne różnice:

  • Po pierwsze: tym razem wyspa jest położona na południu USA.
  • Po drugie: znaleziono nie stopę, ale całą nogę!
Jest jednak pozytywna strona sprawy, władze uspokajają, że na pewno nie był to atak rekina.

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Zombie strippers

Wreszcie film dla prawdziwych mężczyzn i nekrofilów. „Zombie strippers” opowiada historię młodej striptizerki, która pod wpływem tajnej broni chemicznej, zmienia się w zombie. Co, o dziwo, nie przeszkadza jej w występach.

Brzmi to jak kolejny kiepski film, silący się na „kultowość”. Trzeba jednak przyznać, że twórcy nie bali się wydać trochę forsy na aktorów wysokiej klasy. W roli głównej wystąpi Jenna Jameson, a towarzyszyć jej będzie sam Rober Englund, który miał już do czynienia z tańczącymi Zombie, w odcinku serii „Masters of Horror” - Dance of the dead.


poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Popaprany świat: Nie wiadomo czy ścięło się same

Jak odkrył amerykański drwal, zaraza emo rozprzestrzenia się w zatrważającym tempie. Nie oszczędza nawet niewinnych dębów.

Eksperci nie mówią, czy choroba niedługo uderzy w przyrodę nieożywioną. Trzeba jednak spodziewać się najgorszego.

Miejcie oczy szeroko otwarte, możecie być następni.

sobota, 5 kwietnia 2008

Biuletyn ZONA MUTANTE 05.04.2008



11 kwietnia, na ekrany kin wchodzi „DoomsdayNeila Marshalla - geniusza odpowiedzialnego za „Dog soldiers”. W Szkocji wybucha epidemia straszliwej zarazy, zwanej Żniwiarzem. Gubernator decyduje się, na jedyny, możliwy w tej sytuacji krok – kwarantannę. Konkretnie; kwarantannę całej cholernej Szkocji.
Trzydzieści lat później, Żniwiarz powraca. Władze postanawiają wysłać ekspedycję, pod wodzą Rony Mitry, do Szkocji, żeby sprawdzić czy uchowali się tam jacyś ludzie z odpornością na wirusa. Oczywiście okazuje się, że mają rację. Szkoda tylko, że ci ludzie to banda psychopatycznych, wytatuowanych kanibali!
Powiem jedno; ten film, albo okaże się genialny, albo będzie Kaszaną Roku™. Sama koncepcja jest cudownie zakręcona, ale z drugiej strony łatwo ją spieprzyć. Czy to będzie nowa „Ucieczka z nowego Jorku”, czy raczej nowy „Beowulf”? Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar sprawdzić.

18 kwietnia, nadejdzie „Pora mroku”. Pisałem już wcześniej o tym filmie, powtórzę, więc tylko, że to będzie albo pierwszy porządny, polski horror, albo kolejna „Wilczyca”.

28 kwietnia, na DVD pojawi się „Czekając na sen” z Jeffem Danielsem; jeden z tych dziwnych, psychodelicznych filmów, gdzie akcja dzieje się głównie w głowie głównego bohatera... prawdopodobnie. Ed, budzi się pewnego dnia i zauważa, że jego żona ni stąd ni zowąd gdzieś znikła, potem zaczyna robić się naprawdę dziwnie. Od czasu do czasu lubię obejrzeć cos naprawdę pokręconego, więc pewnie się skuszę.

czwartek, 3 kwietnia 2008

Recenzja: "The abominable doctor Phibes"

Jedna z podstawowych, filmowych zasad, brzmi: „Zło Jest Cool”. Niezależnie jak: sprytny, inteligentny i przystojny jest bohater, jego zły przeciwnik zawsze będzie ciekawszy. „The abominable doctor Phibes” – angielski horror z 1971 r., to idealny przykład działania tej zasady w praktyce. Opowiada o dzielnym policjancie, ścigającym bezlitosnego mordercę, ale ten drugi jest tak efektowny, że praktycznie od początku, właśnie jemu kibicujemy.

Londyńscy lekarze zaczynają ginąć w naprawdę dziwacznych okolicznościach. Jeden zostaje śmiertelnie pożądlony przez pszczoły, drugi zagryziony przez nietoperze owocowe, jeszcze inny zamarza na śmierć w swoim samochodzie. Prowadzący śledztwo inspektor Trout odkrywa dwie ważne poszlaki. Po pierwsze; morderstwa wzorowane są na dziesięciu plagach egipskich, jak: Plaga Bąbli, Plaga Nietoperzy Owocowych czy Plaga Latających Głów Jednorożców*. Po drugie; wszyscy zmarli lekarze mają jedną, wspólną cechę. Uczestniczyli w nieudanej operacji Victorii Phibes – żony Anthona Phibesa (Vincent Price): lekarza, teologa, dyrygenta, organisty i wynalazcy Wulkańskiego Chwytu Paraliżującego.

Victoria Phibes. Chyba już rozumiecie, czemu gość jest wkurzony.Phibes byłby idealnym podejrzanym, gdyby nie drobny szkopuł – nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym, w drodze do szpitala gdzie była operowana Victoria. Oczywiście wszyscy wiemy, że nie zginął tak do końca, wystarczy spojrzeć na tytuł filmu.

Panie i Panowie, do opisu tego filmu wystarczy jedno słowo – KLASA. Byle pętak może złapać za maczetę, założyć maskę i iść mordować nastolatki. Trzeba jednak mieć prawdziwy styl żeby: zorganizować morderstwo oparte na Pladze Żab, odtańczyć walca do wtóru mechanicznej orkiestry i stopić woskową podobiznę ofiary palnikiem. W dzisiejszych czasach nie spotyka się już takiego rozmachu i dbałości o szczegóły.

Sądzimy, że to było samobójstwo.Największą gwiazdą „The Abominable Doctor Phibes” jest oczywiście Vincent Price, który dominuje cały film, nie zmieniając ani razu wyrazu twarzy. Pozostali aktorzy, jak przystało na solidnych, brytyjskich fachowców, też spisują się dobrze. Na szczególną pochwałę zasługuje Peter Jeffrey, w roli inspektora Trouta – najbardziej sarkastycznego policjanta Wysp Brytyjskich. W innym filmie to Trout byłby głównym bohaterem, ale przy Phibesie nie ma szans. Dodatkowa atrakcja to, grająca Vulnavię- niemą asystentkę Phibesa – Virginia North. Śmiało można uwierzyć, że faceci dają się jej związać i wykrwawić.

Największą, po Vincencie, zaletą filmu, jest smoliście czarny humor, zawarty w groteskowych scenach morderstw. Ten film, pokazuje nie tylko gościa zabitego, wystrzeloną z katapulty, głową jednorożca, zaraz potem oglądamy policjantów odkręcających go od ściany. Budżet filmu nie był chyba zbyt wysoki, a efekty specjalne trącą trochę myszką, ale na miłość Boską, W TYM FILMIE FACET GINE ZABITY WYSTRZELONĄ Z KATAPULTY GŁOWĄ JEDNOROŻCA! Na co jeszcze czekacie? Obejrzyjcie go.

Najlepsze momenty:

  • Neonowe organy, nakręcana orkiestra i walc z piękną kobietą. To się nazywa stylowe wejście;
  • Nietoperz owocowy. AAAAAAAAAAAAAA!;
  • Retro porno;
  • Przynajmniej biedak niewiele z tego poczuł. Taa jasne”
  • „Zakryjcie mu, chociaż twarz. Albo to, co z niej zostało”
  • Szczury w samolocie;
  • Głowa jednorożca-fu;
  • O nie, brukselka, co za bydlak;
  • Plaga śmierci pierworodnych;
  • Plaga ciemności;

*Znane z Apokryficznej Biblii Śledzi Stojących Słupka

wtorek, 1 kwietnia 2008

Prima aprilis

Przepis na świetny, primaaprilisowy kawał:

  • 1 jadowity wąż, zamaskowany jako nakręcana zabawka;
  • 1 atrapa telefonu;
  • 1 trzydziestocentymetrowy bolec;
  • 1 pompka;

Działanie:


Wyskakujemy zza drzwi i krzyczymy PRIMA APRILIS!!!